Mamy w pracy takiego fajnego kolegę. Nazwijmy go Daniel. To on mnie zainspirował do napisania dzisiejszych, luźnych przemyśleń, brawo dla niego! Daniel jest koło 30-stki i szuka idealnej kandydatki najpierw na dziewczynę, później na żonę. Wcześniejsza wybranka brutalnie go porzuciła, on sam, w końcu się pozbierał po utraconej miłości i jest na etapie intensywnego randkowania. Czasem, podczas przerwy na kawę, napomknie, kogo spotkał lub co go rozczarowało podczas spotkania, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Zawsze staram się go pocieszyć;) Ale sama przez to przechodziłam. Może nie jestem najlepszym ekspertem, bo od ostatniej mojej randki minęło bagatela 10-lat i było to na V roku studiów, ale wcześniej-jak na studentkę-eksperymentowałam. Spotykałam się z kumplami, w ciemno, z facetami z imprez i internetu. Na temat tego jak facet może spieprzyć schadzkę, mogłabym napisać książkę. Co mnie najbardziej denerwowało? Z pozoru najbardziej banalne rzeczy. Ucinałam znajomość dosadnie i szukałam dalej, dopóki nie trafiłam na swoją drugą polówkę jabłka. Jesteście ciekawi takiego można zrobić, żeby zrazić do siebie drugą osobę? Zapraszam na bardzo luźny post.
- Gaduła: facet, który nie daje Ci dojść do słowa i gada jak najęty. Może być zabawnie przez godzinę, po drugiej, masz głowę jak balon, wiesz już o nim wszystko, a on nie przestaje. Informacje zalewą Cię jak bryza pod wodospadem Niagara, a chociaż bardzo się starasz, to już nie pamiętasz tego co mówił kwadrans temu. I chociaż chciałbyś mu coś o sobie powiedzieć, to i tak Ci się to nie uda.
- Milczek: starasz się podtrzymać konwersację, ale rozmowa w żaden sposób się nie klei. nawet gdyby wlał między słowa tonę Super Glue, to facet poza zdawkowym ok, w porządku, fajnie, nie jest w stanie nic więcej z siebie wykrzesać. Ale...możliwe, że jest tak zawstydzony Twoim monologiem, że zanim się otworzy, minie trochę czasu. Może. Ja nie jestem typem mówcy, takie randki szybko mnie wypalały, następnego razu nigdy nie było;) Jestem zdania, że albo nadajemy na tych samych falach na pierwszym spotkaniu, albo w ogóle.
- A może by tak na spacer...Zawsze na to przystawałam. Knajpy mnie stresowały i generowały niepotrzebny dystans. Luźny spacer po parku to było coś! Zawsze się znalazły tematy do poruszenia, nawet przewrócony znak drogowy, potrafił stać się tematem zaciętej dyskusji. Niestety, kiedy zamiast w ulicę prowadzącą w kierunku Rynku, skierowaliśmy swoje kroki do katedry, zamarłam. Niestety nic nie było w stanie uratować tego spotkania. Kochani chłopcy, dziewczyny nie lubią takich niespodzianek!
- Nauka, nauka, ileż można...Trafiłam kiedyś na bardzo mądrego faceta. Uczył się świetnie i tym żył. Ja byłam bardzo przeciętna, baa, co tu dużo pisać, żyłam od zaliczenia do zaliczenia;) Do trójki, do egzaminu poprawkowego, nie dorastałam mu nawet do pięt. I chociaż miał sporo do zaoferowania, to ja byłam wiecznie na bocznym torze. Poddałam się, jego świat nauki zdominował mnie bez reszty. Chciałam za wszelką cenę mu dorównać, a to i tak nie miało szansy się udać, bo i tak w tym związku byłabym tą trzecią.
- Mój kolega alkohol: luźne spotkanie w pubie, jedno piwko dla odwagi, drugie też, po trzecim kolega robi się strasznie wesoły, po czwartym płytki. Dziękuję, dowiedzenia!
- Agnieszka...kiedy przez całe spotkanie przewija się Agnieszka lub inne imię damy, to sprawa jest rzecz ujmując, delikatna. Agnieszka była idealna, piękna, mądra, no miód, cud i orzeszki. Facet był do rzeczy, więc łykałam te jego opowiastki jak chory aspirynę, lekko przy tym grymasząc, ale skoro się dobrze zapowiadało, no to i zęby zacisnęłam. Przy kolejnej randce wyszło, że Agnieszka to niespełniona miłość, a ja jakoś za trójkątami nie przepadam;) No cóż życie.
- My kobiety nie lubimy: spóźniania się na spotkanie, bawienia się telefonem podczas rozmowy, stawiania kawy, ciastka czy piwa. Facet z wężem w kieszeni jest spalony na zawsze.
Komentarze
Prześlij komentarz